Kłapnięcie drzwi. Drzwi do ich wspólnego mieszkania. Od pewnego czasu ten odgłos był odpowiedzią na większość jej pytań i reakcją na jej pretensje. A przecież to nie były pretensje, raczej rozpaczliwa próba zrozumienia, co w ich małżeństwie jest nie tak. Choć ktoś z boku mógłby pomyśleć, że ostatnio nie tak było wszystko…
Fizycznie Agata i Robert świetnie do siebie pasowali, ale mentalnie dzieliła ich przepaść. Przez lata próbowali dotrzymywać sobie kroku. Chociaż nie, zwykle on jednak musiał ją gonić; ona czasem zwalniała, żeby nie dostał zadyszki.
To Agata zawsze miała milion pomysłów na minutę, kilka wariantów rozwiązania każdego problemu i wybitną umiejętność przewidywania zdarzeń. Te cechy czyniły z niej idealną asystentkę prezesa jednej z większych firm IT we Wrocławiu.
On natomiast, mimo (a może dlatego) że był inżynierem informatyki, nie analizował, nie rozbierał wszystkiego na części pierwsze. Wyznawał zasadę: „Czarne jest czarne, białe jest białe”, i tylko czasem dostrzegał odcienie szarości. System zero-jedynkowy. Życie tym, co tu i teraz.
Niemniej ostatnio, choć Agata zwolniła, Roberta nie było widać na horyzoncie. Stanął, zagapił się. Zbuntował przed dalszą wspólną wędrówką.